Tytułowy telewizor kupiłem w 2014 roku. Po czterech latach użytkowania znam sprzęt od podszewki i mogę rzetelnie ocenić, czy był to udany zakup. Niestety, nie był i dziś z pewnością wybrałbym inny model. Ale od początku.
Telewizor skusił mnie kilkoma rzeczami. Po pierwsze: uparłem się na model obsługujący 3D. Po drugie: budżet wynosił do 2000 złotych. Po trzecie: byłem ciekaw efektu Ambilight (to akurat spełniło moje oczekiwania i to z nawiązką). Z funkcji 3D skorzystałem może 2 razy (fajne, ale brak kontentu), no a cena wyniosła 1999 złotych.
Teraz do rzeczy. Telewizor stał się źródłem licznych irytacji. Nie mam wielkich zastrzeżeń do jakości obrazu, bo i oczekiwania miałem raczej skromne. Największy zarzut dotyczy natomiast procesora, który jest skandalicznie wręcz wolny. Przykładowo: zmiana kanału trwa około 2 sekundy, z czym nie nigdy wcześniej się nie spotkałem. Jest to wyjątkowo denerwujące i zniechęca do przełączania stacji.
Bardzo słabo działają także funkcje Smart TV. Wynika to przede wszystkim z tego, że telewizor jest potwornie wolny i wykonanie jakiejkolwiek czynności zajmuje mu wieczność. Lepiej więc nie dotykać pilota, żeby się niepotrzebnie nie irytować.
W ciągu czterech lat eksploatacji telewizor zawiesił się kilkanaście razy – pomagało tylko wyjęcie wtyczki. Wiem jednak, że podobne problemy występują w modelach wszystkich marek. Cóż, taki już widocznie urok budżetowych Smart TV.
Jak pisałem, moje oczekiwania spełniła natomiast funkcja Ambilight, która jest jedynym atutem tego telewizora i w ogóle wszystkich modeli Philipsa. Niedawno zacząłem się zastanawiać nad zmianą urządzenia i z góry odrzuciłem tę firmę, ale po chwili przypomniałem sobie właśnie o Ambilight. Bez wątpienia jest to coś, czym Philips zdobywa sobie klientów. Raczej jednak nie dam się drugi raz skusić, bo moje doświadczenia z modelem 42PFH6309/88 są zwyczajnie złe.
Reklamacja:
Telewizor nie był reklamowany, po fakcie doczytałem, że wolne działanie jest cechą szczególną tego modelu. Urządzenie ani razu nie uległo awarii.