Jest obecny w każdym domu: czy to w klasycznej formie z gwizdkiem, czy stojąc dumnie na podstawce elektrycznej. Czajnik.
Zazwyczaj służy do zagotowania wody, np. w celu zaparzenia herbaty, jednakże mnie osobiście zdarzyło się już odklejać do celów filatelistycznych znaczki pocztowe nad wylotem pary (wówczas zalecam użcie tego z gwizdkiem), nadto spotkałam się też z ugotowaniem weń parówek (w wariancie z podstawką – ot, student potrafi).
W jednej z gazetek reklamowych sieci Lidl znalazłam ceramiczny czajnik elektryczny marki Silvercrest, który – jak to szybko oceniłam – komponowałby się stylistycznie z moją biało – oliwkową kuchnią. Moc czajnika (2400 W) wydawała się w porządku, cena nie powalała (119,00 zł), no ale przecież będzie ładnie wyglądał na pseudomarmurowym blacie… Wzięłam więc do ręki gruby czerwony flamaster i zamaszystym ruchem kołowym, zakreśliłam obiekt zainteresowania, po czym wręczyłam gazetkę mężowi, aby wiedział, o co walczyć.
Mąż, ze zdobyciem w sklepie czajnika, nie miał najmniejszych problemów (co już powinno dać mi do myślenia, zważywszy na rękoczyny, do jakich niekiedy dochodzi w sklepach tej sieci podczas walki o dobra konsumpcyjne…).
Najpierw namordowałam się okrutnie, usiłując wydostać czajnik z kartonu. Gdy już mi się to udało, dotarło do mnie, jaki jest ciężki. Sprzedawca podaje, że waży 1,34 kg, dla mnie odczuwalnie – chyba z 5 kg. A przecież trzeba go jeszcze napełnić wodą. Pojemność czajnika to 1,7 l. Napełniony czajnik waży zatem 3 kg i stanowi wyzwanie do utrzymania dla osoby dorosłej, o dziecku już nie wspominając.
Następnie przyjrzałam się jego fizjonomii; rozczarowanie i zawód wespół z podziwem dla umiejętności grafików, którzy opracowywali gazetkę reklamową. Głęboki seledyn z pięknym, wyraźnym motywem kwiatowym z gazetki, mają się nijak do wyblakłego odcienia w realu, o kwiatkach już nie wspomnę. Motyw graficzny, nasiesiony na tworzywo sztuczne, jest wykonany nieprecyzyjnie, rozmyty, zmatowiony, widać miejsce jego łączenia, co sprawia wrażenie, że odklei się za chwilę jak etykieta ze słoika. Całość sprawia tandetne wrażenie.
Wstawiłam w nim wodę do zagotowania. Mąż od razu zwiększył głośność w telewizorze o 4 poziomy, a ja dopingując czajnik do szybszej pracy, miałam nadzieję, że szum jak na lotnisku, nie obudzi dzieci. W oczekiwaniu na wrzątek, zdążyłam już stracić ochotę na herbatę. Zagotowanie 1l wody zajmuje 3 minuty i 20 sekund.
Używając czajnika, łatwo się poparzyć. Pokrywka otwiera się pod takim kątem, że przy nalewaniu świeżej wody do rozgrzanego czajnika gorąca, skroplona na jej spodzie, para wodna ścieka na dłoń, trzymającą uchwyt czajnika.
Po około miesiącu użytkowania, pokrywka czajnika przestała się automatycznie otwierać, a czajnik u podstawy zaczął przeciekać. Zaznaczę, że nie używałam w tym czasie wobec niego żadnych substancji żrących do czyszczenia.
Przeźroczysty wskaźnik poziomu wody usytuowany jest równolegle z uchwytem czajnika. To rozwiązanie oceniam jako mało czytelne, niepraktyczne i nieużyteczne. Sprawdzając, ile wody już nalałam, odruchowwo przechylam czajnik i nalaną wodę przypadkowo wylewam.
Po włączeniu, wokół podstawy czajnika świeci biały pierścień LED. Do dziś nie odkryłam jego przeznaczenia. Czajnik pracuje tak głośno, że dodatkowa sygnalizacja grzania jest niepotrzebna. Wizualnie nie komponuje się dobrze z plastikową obudową, wzmacniając jej niestetyczność. A kto grzeje w nocy wodę po ciemku, oświetlając sobie blat czajnikiem?
Reasumując, czajnik jest ciężki, nieporęczny, głośny, zamiast zdobić – przez jakość wykonania szpeci. Odradzam zakup.
Ps. Ze względu na wadę konstrukcyjną, zareklamowaliśmy produkt. Reklamacja nasza została szybko uznana, jednakże zamiast zwrotu gotówki, dostaliśmy… nowy, taki sam czajnik.